12kroków

Moje 12 kroków

Jak każdy człowiek najtrudniej znoszę napięcie wytwarzane przez samego siebie. Mechanizm zamartwiania przypomina niedźwiedzia siadającego mi na barkach. Jak sobie z tym radzić?

 

Nie odnosicie wrażenia, że dziś wszyscy pragną kariery? Ludzie pędzą do firm świetnie przygotowani, po dobrych studiach, kilku fakultetach, mają wytyczoną ścieżką awansu na kolejne lata. Modnie dziś być zdeterminowanym, przebojowym i nie mieć na nic czasu. Lepiej być „zarobionym", niż nie móc się pochwalić przed znajomymi awansem lub zmianą pracy na lepszą. Jak człowiek wejdzie na GoldenLine lub LinkedIn, to przebyte tam ścieżki kariery, doświadczenie i edukacja użytkowników tych portali robią duże wrażenie. A co, jeśli ja mam CV podobne do tych ludzi, intelektualnie potrafię „udźwignąć" skomplikowane stanowisko pracy, ale spalają mnie emocje?

Właśnie na 12 krokach odkryłem, że moją permanentną strategią przeżycia jest zamartwianie. Sorry za porównanie, ale przypomina to pewną historię, którą kiedyś usłyszałem. Otóż pewna atrakcyjna dziewczyna miała wszystkie atrybuty, by w pełni korzystać ze swojej urody, budować dobre związki i być adorowaną przez mężczyzn. Niestety gdy tylko mówiła facetowi, że jest nosicielką HIV, zaraz była porzucana. Ja czuje podobnie, mimo talentów danych od Boga i ogólnego wrażenia, że jestem inteligentny, ciężko mi z tej inteligencji korzystać w życiu zawodowym, bo stres i napięcie mnie przytłaczają.

Zamartwianie według psychologii to intensywne myślenie o sprawach, które wywołują w nas negatywne emocje. To nic innego jak nieustanne powracanie myślami do zdarzeń z naszego życia, zadręczanie się nimi oraz ich niewłaściwa interpretacja. Zamartwianie się to skupianie się na problemach. - Zamartwiając masz poczucie kontroli. Martwić się, czynić martwym. Bierzesz martwy kawałek z wczoraj i dotykasz nim jutra i go zamartwiasz, zakażasz. To chore, bo nie wiesz jakie będzie jutro. Zakażasz jutro, którego nie znasz niepowodzeniem z wczoraj, z przeszłości – twierdzi mój prowadzący, Jacek. Cechą zamartwiania jest nierealistyczny, przesadzony lęk przed potencjalnym nieszczęściem, które może mnie dotknąć.

U mnie było to tak przerysowane, że przez lata myślałem, iż zamartwianie świadczy o mojej dojrzałości, wyższości intelektualnej, odpowiedzialności za problemy i większej wyobraźni. Zbyt lekkie podchodzenie do tematu, zadania, pracy, okoliczności, uważałem za nieodpowiedzialne. Sądziłem, że prawdziwy mężczyzna musi sprawy wartościowe wymartwić, wycierpieć, przejść przez zgryzotę i nałamać sobie głowy. Wtedy niejako zasługiwałem na sukces. Ze zgorszeniem i wyższością patrzyłem na ludzi, którzy mimo odpowiedzialnych funkcji i zadań nie zamartwiali ich. Potrafili o nich nie myśleć ponad miarę i cieszyć się innymi rzeczami. Odbierałem to jako brak wyobraźni, nieodpowiedzialność i prostą drogę do niepowodzenia. Ja, uważałem, że każdy obowiązek trzeba „okrasić" nieprzyjemną chwilą, uciążliwym przejmowaniem się, irytacją i rezygnacją z czegoś przyjemnego.

Ten przeklęty mechanizm dotyczy u mnie głównie obszaru aktywności zawodowej i działa w ten sposób, że przypomina niedźwiedź siadającego mi na barkach. Wchodząc w nowy projekt, obowiązki służbowe zaraz pojawia się uporczywe zamartwianie, lęk przed możliwością popełnienia błędu, lęk przed opinią innych i silna potrzeba kontrolowania atmosfery w pracy. Bardzo źle znoszę napięcia i konflikty w pracy, czuję się za nie odpowiedzialny, nawet gdy nie ja je wywołałem i one mnie nie dotyczą.

Na początku jeszcze próbuję sobie tłumaczyć, że to zamartwianie jest nieadekwatne do rzeczywistych warunków, próbuję się przywrócić do rzeczywistości. Przychodzą nawet chwile gdy wydaje mi się, że mam w końcu zdrowy dystans. Nie na długo jednak. Potem znów powracam do swego wewnętrznego ostrego dyżuru, dyżuru myśli, intuicji, wyobrażeń, napiętej do ostatnich granic ludzkiej wytrzymałości. Znajduję się w stanie bolesnego oczekiwania. Jak każdy człowiek najtrudniej znoszę napięcie wytwarzane przez samego siebie. Ta praca staje się wszechogarniająca, wszechwładna, nieznośna, ponad siły, zagarniająca coraz więcej obszarów życia, roszcząca sobie prawo do wyłączności, do tego bym martwił się o nią całym swym sercem, całym swoim umysłem i całą swoja mocą. Niedźwiedź mnie przygniótł.

Prosty przykład z życia. Kolejny raz dostałem propozycję objęcia stanowiska, na którym mi zależy. Wiąże się ono z odpowiedzialnością i stresem, jak każda praca umysłowa. W pierwszym odruchu się ucieszyłem z tej nowiny i obiecywałem, że nie pozwolę sobie na zamartwianie. Niestety minęło dwa dni, a ja już martwię się jak będzie, lękam czy podołam, myślę jak zostanę odebrany, czy nie zostanę wyśmiany, czy nie będą ze mnie drwili za plecami.

- Za dużo o tym myślisz. Wchodź w doświadczenie nowej pracy bez tego wyobrażenia o zamartwianiu. Wejdź w nowy projekt z czystą kartą. Po prostu działaj z Panem Bogiem i obserwuj. Pozwól sobie na nowe doświadczenie bez starych obciążeń – tak mniej więcej tłumaczył mi to prowadzący.
- Czyli mam wejść w to doświadczenie z sercem nowym? Nie wlewać młodego wina do starego bukłaka? - dopytałem. - Dokładnie tak. Przeszłości już nie ma, przyszłości nie znasz, jest tylko tu i teraz. Zamartwiając odbierasz sobie i Panu Bogu na nowe doświadczenie.

„Rozkwitać w niepewności", Boże jak ja o tym marzę. "Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy", Mt 6,24-34 . Przyznam szczerze, że ta Ewangelia Jezusowa jest dla mnie tyleż celna i wapaniała, co odległa i niedościgniona. Jak ja bardzo chciałbym nią żyć.

Nowy komentarz
Musisz się zalogować aby dodać komentarz
Copyright © 12 KROKOW - Warsztaty rozwoju duchowego.