12kroków

Moje 12 kroków

Uciekając w strategię zakłamywania rzeczywistości polegającą na nie podejmowaniu działania i bierność, odbieram Panu Bogu szansę na okazanie Mu swojej woli względem mnie. Odkrycie w sobie biernej agresji jest dla mnie trudną pigułką do przełknięcia.

 

Krok 4 mnie zaskoczył. A ściślej zaskoczyła mnie moja najczęstsza strategia przeżycia, która jest w nim przedstawiona, i w której ja odnalazłem się w 110 proc. Jest to ukryty bunt, bierna agresja, zwlekanie z wykonywaniem zadań, nie podejmowanie działania, po drugie odraczanie, odkładanie spraw istotnych na później i po trzecie niepodejmowanie własnej inicjatywy, bo "sprawy załatwią się same", albo wyręczanie się innymi. Robiąc retrospektywę w głąb właściwie odnalazłem taki uniwersalny klucz pasujący do wszystkich niechcianych we mnie zakamarków. Owo wycofanie się i niepodejmowanie działania oraz ukryty bunt stanową spoiwo tych obszarów, które mnie niszczą i których w sobie nie lubię. Ta metoda zakłamywania rzeczywistości jest we mnie tak dojmująca, że zaczynam się nawet podejrzewać o prokrastynację. To zaburzenie psychiczne o tym właśnie podłożu. - Syndrom studenta – jak ładnie określa się tę przypadłość, to patologiczna tendencja do ciągłego odwlekania wykonania danej czynności na później, pomimo możliwości jej realizacji. Prokrastynatorzy mają trudności z rozpoczęciem pracy, nie potrafią gospodarować czasem tak i odczuwają strach przed porażką – podpiduje sie pod tymi objawami.

 

Czy u mnie można to już stwierdzić? Dlaczego akurat mnie to spotkało? Gdzie, w którym momencie się to wszystko zaczęło? Z jakiego powodu akurat ta strategia przeżycia stała mi się tak bliska? Nie wiem, nie umiem jeszcze odpowiedzieć na to pytanie, choć bardzo bym chciał. Wierzę, że na warsztatach prowadzący i grupa pozwolą mi dojść do przyczyn tego zatrutego źródła.

 

Odkąd pamiętam stosowałem tę metodę wobec rodziców, w szkole, w relacjach koleżeńskich, a później w pracy. Rodzice po kilka razy musieli się dopominać, bym wyniósł śmieci. Przyniesienie weków z piwnicy też musiało we mnie „dojrzeć" i być poprzedzone wielokrotnym przypominaniem. Odkładanie nauki w szkole, odrabianie pracy domowej na ostatnią chwilę, czy czytanie lektur tuż przed sprawdzianem - było zachowaniem permanentnym.

 

- Dlaczego odkładasz najprostsze rzeczy? Nie denerwuje cię, że trzeba ci po sto razy przypominać. Nie męczy cię to? - pytał mnie tata. Faktycznie mnie męczyło, a ja i tak odkładałem. Nie wiem dlaczego! Ukryty bunt przez zwlekanie z wykonywaniem poleceń, odraczanie nałożonych na mnie zadań dawały mi małą satysfakcję, że i tak postawię na swoim, storpeduję jego nakaz i w ten ukryty sposób mogę się przeciwstawić. To samo miałem w pracy. Obowiązki, których nie lubiłem, lub w jakiś sposób były dla mnie uciążliwe wykonywałem opieszale, odkładałem lub wykonywałem z jakimś „felerem", żeby zaznaczyć, że nie podobało mi się ich wykonanie, że nie warto było powierzać mi tego zadania, bo grozi to małą zemstą, drobniutka złośliwością. I tak zrobię po swojemu i z poślizgiem. Trzeba po mnie trochę poprawić.

 

Wstyd się przyznać, ale jako żywo przypomina to sabotaż. Przebrzmiewa tu jakaś „forma walki z wrogiem lub protest polegający na uchylaniu się od pracy, wadliwym jej wykonywaniu lub na uszkadzaniu maszyn i narzędzi" – Jezu, aż tak? Jeszcze tylko maszyn i urzędzeń nie uszkadzam. A tak na poważnie, to taka strategia przeżycia jest straszliwie głupia. Najgorsze niestety jest to, że największą ofiarą tej strategii jestem ja sam. To mnie poniża w moich własnych oczach, niegodnie mieć taką przypadłość. Taka postawa ustawia mnie z góry na straconej pozycji.

 

Co tracę na tej strategii przeżycia? Cha, dobre pytanie. Życie tracę. Zwlekanie z wykonywaniem obowiązków, niepodejmowanie działania i dąsanie się nie rozwiązują moich problemów, ale je odraczają, pozwalają im się komplikować i rosnąć. Odłożone powinności ciągle dają o sobie znać. Powodują zamartwianie, stres, lęk przed możliwością popełnienia błędu, lęk przed opinią innych wpędzają w poczucie winy. Przez tą bierność jestem uboższy o wiele cennych doświadczeń w życiu. Nic tak nie boli jak zmarnowane okazje. - „Za dwadzieścia lat będziesz żałował nie to co zrobiłeś, lecz to czego nie zrobiłeś" – gorzki smak tego przysłowia znam aż nadto dobrze. Bez wchodzenia w doświadczenie odbieram w końcu Panu Bogu szansę na okazanie Mu swojej woli względem mnie. On jest mistrzem w kreowaniu sprzyjających okoliczności. Nie wchodząc w działanie lub je sabotując tracę okazje, które daje mi Pan Bóg. Działanie Boga, Jego wolę wobec nas i pomoc rozpoznajemy w doświadczeniu. Życiowa inercja jest trudnym do przeżywania stanem. Brak zmian, wyjaławia od środka.

 

Bardzo trudno mi będzie wyjść z tej negatywnej cechy charakteru, ona tak dalece zrosła się z moją osobowością, że co rusz się o nią potykam. Działa we mnie jak sprawny i skuteczny automat. Raz wprowadzona do strategii przeżycia pozostaje tam uparcie, mimo że chcę ją wywieźć z powrotem do strefy zakończonych spraw i dalekich wspomnień. Od kilku miesięcy toczę bój o życie prawdziwe, o odzyskanie siebie samego po latach męki, buntu, bierności.

Chwała Bogu za te 12 kroków. Mogłem tu w końcu zobaczyć to największe chyba źródło moich życiowych problemów. Świadomość, że zostało to już dobrze opisane daje mi nadzieję, że są także sposoby radzenia sobie z tym zgubnym nawykiem. I wiem już, że nie jestem z tym sam.

Komentarze (1)
Dodaj komentarz
  • Dana
    Dana
    Luty 06, 2017 15:57
    Nie wiem, jak to możliwe, ale przy pozornie dużej aktywności w codziennych sprawach, stosuję z bolesnym skutkiem wyżej opisaną strategię. Tyle, że dotyczy zwykle ona tego, "co dla mnie najważniejsze". Tu wyraźnie widać samozaklamanie. Jeszcze jest druga przestrzeń - rzeczy, które wydają mi się bardzo trudne - czasem duże, czasem małe -od nich też uciekam, odkładając na później...
Copyright © 12 KROKOW - Warsztaty rozwoju duchowego.